Pradziadek Pradziadek
1232
BLOG

KURTYKA I DUDEK CZYLI KSIĄŻĘ I DWORZANIN

Pradziadek Pradziadek Polityka Obserwuj notkę 41

 

Należę do osób, które do największych sukcesów IPN zaliczają opracowanie i wydanie książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka p.t. „SB a Lech Wałęsa”. Dlatego wdałem się kiedyś w polemikę z profesorem Antonim Dudkiem na jego blogu w Salonie 24, wypominając mu publiczną krytykę prezesa IPN profesora Janusza Kurtyki za decyzję o tej edycji. W czasie, gdy wściekłe ataki na IPN osiągnęły apogeum, Dudek krytykował bowiem w telewizji jego prezesa za decyzję o wydaniu książki o Wałęsie pomijającej jego wiekopomne dokonania. Dudek lansował wtedy pogląd, że książkę o Wałęsie powinno wydać jakieś inne wydawnictwo, by uniknąć ataków na IPN, a ponadto że książka powinna traktować także o jego zasługach. Nie potrafiłem wówczas oprzeć się wrażeniu, że Dudek wykorzystuje sytuację, by zaoferować swoje usługi rządzącej koalicji i przedstawić się w roli męża opatrznościowego zdolnego pokierować IPN-em po zakończeniu kadencji Kurtyki. 

Moją niechęć do Dudka umocniła jego „Osobista historia IPN”. Z jego wynurzeń wynika bowiem, że ważniejsze od ujawniania prawdy o najnowszej historii Polski i jej szemranych bohaterach powinna być troska o to, by IPN nikomu się nie naraził. W opinii tej utwierdzają mnie także okoliczności przyznania Lechowi Wałęsie statusu pokrzywdzonego i zawarta w książce Dudka sugestia, że IPN nie powinien odmawiać, przyznania tego statusu lecz przeciągać tę sprawę do czasu nowelizacji ustawy o IPN, w ramach której miał być zlikwidowany status pokrzywdzonego, a więc do czasu, gdy wniosek ten stałby się bezprzedmiotowy. Status pokrzywdzonego miał być więc zlikwidowany po to, by uniknąć kłopotów związanych z odmową przyznania tego statusu Wałęsie, któremu się ten status w myśl obowiązujących kryteriów ewidentnie nie należał! Nawiasem mówiąc, w sukurs prezesowi Leonowi Kieresowi, który przyobiecał Wałęsie status pokrzywdzonego, przyszedł Trybunał Konstytucyjny, wymyślając na poczekaniu zasadę, że nie można odmówić tego statusu osobie obdarowanej świadectwem moralności przez sąd lustracyjny. A ponieważ sąd lustracyjny przed wyborami prezydenckimi w 2000 r. uznał za prawdziwe oświadczenie Wałęsy podobnie jak i Kwaśniewskiego (TW Alek) to na tej podstawie wręczono mu status pokrzywdzonego w obecności wielce ukontentowanego Leona Kieresa. Jak widać związki Wałęsy z SB (mimo powszechnej wiedzy o nich) były publiczną tajemnicą chronioną w III RP przez najwyższe urzędy państwowe niemal z taką determinacją jak zbrodnia w Katyniu w czasach PRL, o której wiedza była równie powszechna. Różnica polegała głównie na tym, że w czasach początkowego PRL za ujawnianie zbrodni w Katyniu można było wylądować w więzieniu, a za ujawnianie największej tajemnicy III RP można zostać pozbawionym majątku, jak np. Krzysztof Wyszkowski. I właśnie m.in. dlatego książkę o Wałęsie uważam za tak ważną, bo skutecznie obaliła jedno z największych kłamstw o rzekomej nieskazitelności nowych elit, na którym w III RP wspiera się kariera całego tabunu oszustów, o czym dobitnie świadczy jazgot jaki się podniósł, gdy próbowano zlustrować urzędników, pracowników naukowych, dziennikarzy i polityków. Dlatego sama zapowiedź jej wydania, bo nawet jeszcze nie książka, spowodowała tak wściekły atak wielu szemranych autorytetów III RP z najwyższej półki, bo poczuły się zagrożone. Bo to przecież nie miłość do Wałęsy, z którego niemal oni wszyscy jeszcze tak niedawno się wyśmiewali,  połączyła ich w kompromitującym proteście przeciwko wydaniu książki i wspólnym żądaniu przywrócenia cenzury, lecz strach przed ujawnieniem udokumentowanych przewin ich lub osób im bliskich. Bo skoro nawet Wałęsie by się nie upiekło, to tym bardziej nie mogłoby się upiec im. Trudno się oprzeć wrażeniu, że to była właśnie istota solidarnego protestu celebrytów, którzy nie kryli przecież pogardy dla bronionego Wałęsy. Jeżeli ktokolwiek ma wątpliwości, co te „wybitne autorytety” (np. Adam Michnik) naprawdę myślały o Wałęsie, polecam lekturę Gazety Wyborczej z czasów, gdy rywalizował z nim Tadeusz Mazowiecki o fotel prezydenta RP w wyborach w 1990 r. Zasługa i wielkość Kurtyki polega właśnie na tym, że to dzięki niemu, jego osobistej odwadze i zaangażowaniu doczekaliśmy się naukowego dowodu istnienia powiązań Wałęsy z bezpieką, którego nikt nie potrafi zakwestionować. Ani „naukowcy”, ani prawnicy. Dzięki tej książce obalono po raz pierwszy fundamentalną zasadę III RP, że celebryci z najwyższej półki stoją ponad prawem. I że specjalnie dla nich należy strugać ustawy w sejmie i orzeczenia w TK.

Różnicę między postawami Kurtyki i Dudka pozwala jeszcze lepiej zrozumieć lektura polemicznych tekstów Filipa Musiała „Osobista polemika z „Osobistą historia IPN” Antoniego Dudka” i Antoniego Dudka „W odpowiedzi Filipowi Musiałowi” opublikowanych w dwumiesięczniku „Arcana” nr 101 i 102. Wiele wskazuje na to, że różnica w ich pojmowaniu powinności prezesa IPN, a więc i hierarchii celów IPN ma swoje źródło w cechach ich charakterów ukształtowanych jeszcze w czasach młodości. Kurtyka wychowany i ukształtowany w poszanowaniu dla tradycji i kultu walk niepodległościowych od wczesnych lat opowiedział się po jasnej stronie mocy, angażując się podczas studiów w latach osiemdziesiątych w działalność opozycyjną w NZS i ryzykując własną karierę. Świadom swoich racji nie bał się stanąć w opozycji do władzy wspartej na sowieckich bagnetach. Ta świadomość pielęgnowana i rozwijana w czasach młodości sprawiła, że w wieku dojrzałym, gdy został prezesem IPN, jednej z najważniejszych instytucji w III RP, bez wahania po raz kolejny zaryzykował swoją karierę, występując pro publico bono, niczym udzielny książę, wbrew oczekiwaniom władzy w obronie prawdy. Dudek natomiast już za młodu wiedział, kto rozdziela konfitury i starał się niczym dworzanin sprostać oczekiwaniom władzy. Już w sierpniu 1983 r., o czym pisał także Coryllus, mając 17 lat i będąc jeszcze uczniem liceum, dał się poznać jako aktywista ZSMP, który publicznie mówił o „konieczności rozumienia członkostwa PZPR, ZSMP w kategoriach upowszechniania ideologii, o potrzebie szerokiego upowszechniania i znajomości marksizmu – leninizmu”. Teraz wprawdzie napisał, że to był błąd, ale ja doskonale pamiętam tamte czasy i wiem, że w stanie wojennym i tuż po jego odwołaniu, ludzie, którzy wygłaszali takie poglądy, nie popełniali błędów, tylko budowali swoją karierę, przypodobując się władzy, która wypowiedziała wojnę całemu narodowi.W tym samym czasie bowiem moja koleżanka z pracy opowiadała mi z niepokojem o swoim dziewięcioletnim synu, uczniu 3 klasy szkoły podstawowej, który przyniósł do domu piórnik z dużym napisem "Solidarność" na całą długość piórnika. „Bartek, czy wiesz” - zapytała go - że „przez ciebie mogą mnie wyrzucić z pracy, jak będziesz się tak afiszował swoimi poglądami”? A na to jej syn: „Mamo, nie martw się, w naszej klasie wszystkie dzieci należą do Solidarności, tylko taka jedna głupia Kaśka nie należy, ale z niej się wszyscy śmieją”. I tak się zastanawiam, czy w tamtych czasach w liceum Dudek nie robił za taką głupią Kaśkę, z której się wszyscy śmiali i której wejście do klasy sprawiało, że wszyscy milkli. Dudek wprawdzie zapewnia, że nigdy nie robił tajemnicy z tego, że był działaczem ZSMP w tamtych czasach, ale nie podaje żadnych przypisów, więc nie wiem, czy nie robił z tego tajemnicy tylko na imieninach u cioci Kloci, czy też gdzie indziej. Chętnie bym się też dowiedział, czy na studiach dołączył do NZS-u, czy może wciąż fascynowała go działalność w ZSMP. Wielka szkoda, że zamiast wyjaśnić tę kwestię wolał on, siląc się na złośliwość, wykorzystać miejsce w swojej polemice na zbędne pouczanie Musiała, że siedemnastolatek nie mógł być członkiem PZPR.   

Paradoksalnie Dudek, utyskując, że zdecydowana większość jego uwag do tekstu książki, jakie przekazał Kurtyce, nie została uwzględniona, pogrąża siebie, a nie swojego szefa. Uwagi Dudka, dla którego ważniejsze od ujawnienia prawdy było unikanie starcia, nie mogły być uwzględnione, bo jak pisze Musiał, Kurtyka nie był koniunkturalistą i często powtarzał: „Jesteśmy ludźmi wolnymi, więc zachowujmy się jak ludzie wolni, nie jak niewolnicy”. I okazało się, że, jak to u księcia, wszystkie decyzje prezesa IPN były trafne, chociaż wymagały niebywałej odwagi. Nikt nie zdołał bowiem merytorycznie zakwestionować ustaleń autorów książki, nikt, mimo zapowiedzi, nie zdecydował się skierować przeciwko nim pozwu do sądu, a także wydanie krytycznej książki o Wałęsie przez Pawła Zyzaka w innym wydawnictwie nie uchroniło IPN-u przed absurdalnymi atakami za tę publikację, płynącymi z najwyższych szczebli władzy. Myślę nawet, że, oględnie mówiąc, niezbyt chwalebna postawa Dudka, który w tak ważnej batalii o książkę zamiast wspierać swojego szefa – publicznie go atakował, dołączając do szemranych autorytetów, mogła zaszkodzić IPN-owi. Ta sytuacja przypomina mi bowiem pewną scenę z Ojca Chrzestnego, znakomitego filmuFrancisa FordaCoppoli,w którym ujawniona różnica zdań między Donem Corleone i jego starszym synem Sonnym okazała się argumentem ułatwiającym wszczęcie wojny przeciwko tej rodzinie. Któż więc może to wiedzieć, czy konformizm Dudka ujawniony w TVN nie zaszkodził IPN-owi bardziej, niż odwaga i zdecydowanie Kurtyki? Przecież Dudek, autor wielu znanych książek o najnowszej historii Polski i chętnie eksponowany w mediach był już wtedy równie medialną postacią związaną z IPN jak Kurtyka. Nikt przecież z IPN poza Dudkiem nie mógł się pod tym względem równać z Kurtyką.

Postępowanie Antoniego Dudka przywodzi mi na myśl Marcina Matuszewicza (autora „Diariusza życia mego”), dworzanina żyjącego w XVIII w. który nie krył, że jego czyny są motywowane chęcią budowy osobistej kariery. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że podobnie jak Matuszewicz Dudek też o nią stale zabiega. Świadczy o tym nie tylko jego aktywna działalność w ZSMP w stanie wojennym i nie tylko przyłączenie  się do krytyki IPN-u w związku z publikacją książki o związkach Wałęsy z SB, gdy rządząca koalicja była w stanie wojny z Instytutem, ale także jego ostatnia książka o IPN, w której jasno daje do zrozumienia, że nie powinno się upowszechniać całej wiedzy, lecz tylko taką, która będzie dobrze przyjęta. Dlatego zaczynam powątpiewać, czy aby znane mi książki Dudka, a w szczególności „Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989–2001”, Reglamentowana rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-1990” iHistoria polityczna Polski 1989–2005” nie były pisane wg tej zasady, której tak broni w Osobistej historii IPN. Po ich wydaniu nigdy nie było bowiem takiej wrzawy jak po opublikowaniu w Arcanach rozmów Kuronia z Lesiakiem, ujawnieniu tożsamości Maleszki, czy związków Wałęsy i Kwaśniewskiego z SB. Muszę jednak przyznać, że Antoni Dudek wybierając rolę dworzanina okazał się bardzo skuteczny, skoro startując z funkcji działacza ZSMP w stanie wojennym, a więc stojąc po przeciwnej stronie barykady niż „Solidarność”, potrafił osiągnąć stanowisko członka Rady IPN w 2011 r. Mam oczywiście świadomość, że ten jego awans świadczy nie tylko o nim, ale także o obecnej władzy.

Pradziadek
O mnie Pradziadek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka