Pradziadek Pradziadek
257
BLOG

SPÓR O MAJĄTEK ZWIĄZKOWY W MOJEJ FABRYCE

Pradziadek Pradziadek Rozmaitości Obserwuj notkę 6

 

           Jesień 1989 r. obfitowała w wydarzenia o dużym ciężarze gatunkowym. Wyniki czerwcowych wyborów do Senatu i do Sejmu kontraktowego wskazały właściwe miejsce w szyku dotychczasowym włodarzom Polski i ich wasalom. Teraz mądrość etapu polegała na tym, by wspólnie ze specjalnie wyselekcjonowanymi przedstawicielami niedawno więzionej opozycji budować demokrację. Rozpad koalicji PZPR, ZSL i SD doprowadził do powierzenia kierowania rządem Tadeuszowi Mazowieckiemu. Powtórna rejestracja „Solidarności” i zmiany polityczne w kraju doprowadziły do zmian układu sił w przedsiębiorstwach. Wprawdzie funkcjonowały jeszcze komitety zakładowe partii, ale wyraźnie przycichły, podobnie jak neozwiązki. Coraz odważniejsze były gazety, nawet te zakładowe, bo ich redaktorzy poczuli wiatr w żaglach. Już nie przemilczały, jak jeszcze niedawno, ważnych wydarzeń, o których było głośno, bo wiadomo było, że tylko wtedy będą miały szanse przetrwać, gdy będą poczytne. W takich właśnie okolicznościach redakcja gazety zakładowej z własnej inicjatywy zebrała i opublikowała wypowiedzi, dotyczące sporu o majątek związkowy NSZZ „S”, zagrabiony przez neozwiązki pod osłoną stanu wojennego. W tym sporze wzięły udział obydwie organizacje związkowe i ja, będąc sprowokowany wyjaśnieniami neozwiązków, w których nie było ani słowa prawdy. Z racji pełnionych funkcji w „Solidarności” przed ogłoszeniem stanu wojennego i dostępu do podziemnych wydawnictw, byłem chyba najlepiej zorientowany w przedmiocie sporu i potrafiłem właściwie ocenić, ile warte są przedstawione argumenty. Wszystkie stanowiska publikowane były wcześniej w rozgłośni zakładowej.

        Zaczęło się od opublikowania w rozgłośni zakładowej osobliwego komunikatu, w którym zarząd neozwiązku dał odpór Komisji Zakładowej ,,Solidarności” domagającej się zwrotu składek związkowych. Osobliwego, bo każde twierdzenie w nim zawarte było zaprzeczeniem powszechnie znanych faktów. Poszło o niemałe pieniądze, bo Zarząd NSZZ Pracowników Warszawskich Zakładów przejął kwotę ponad 700 tys. zł, które w 1981 r. odpowiadały stu niezłym pensjom miesięcznym.

      W komunikacie usłyszeliśmy, że przekazane środki pieniężne rozdysponowane zostały w myśl obowiązujących przepisów na potrzeby całej załogi, a nie wyłącznie na potrzeby związku, i że majątek ,,Solidarności” zagarnęła po 13 grudnia 1981 roku Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, która ponoć rozdysponowała go według własnego uznania. Do niej więc powinno się – zdaniem Zarządu NSZZ – kierować roszczenia majątkowe. Ze zdumieniem dowiedzieliśmy się przy okazji, że opezetzetowska organizacja związkowa nigdy nie rościła sobie prawa do reprezentowania całej załogi i przez lata musiała finansować różne przedsięwzięcia na rzecz całej załogi, bo do tego obligowała ją ustawa o związkach zawodowych z 1982 r. Tak musiały ponoć postępować – jak głosił komunikat – wszystkie organizacje związkowe zrzeszone w OPZZ.

           Kpiąc z opezetzetowskich związków, wytknąłem im, że starając się w nowych warunkach zdobyć miano najaktywniejszych bojowników o swobody związkowe i prawa pracowników, upiększają własną historię i odcinają się od własnych korzeni. Cztery lata wcześniej zarząd tego samego związku, mieniący się obrońcą całej załogi, ogłaszał bowiem komunikaty, w których oferował wyłącznie swoim członkom wczasy wymienne w NRD i CSRS. Oznacza to, że nie tylko nie finansował on różnych przedsięwzięć na rzecz całej załogi, lecz i rozdysponował świadczenia należące do całej załogi tylko wśród członków związku w myśl zasady ,,tylko dla swoich”. Kres temu bezprawnemu procederowi położyła rada pracownicza przedsiębiorstwa I kadencji, z której inicjatywy Komisja Rozjemcza rozstrzygnęła w 1985 r. prawomocnym orzeczeniem spór w tej sprawie, uznając równe prawo całej załogi do wczasów wymiennych. Skierowania na wczasy wymienne uzyskiwano bowiem w drodze wymiany miejsc wczasowych w naszych ośrodkach, które były utrzymywane ze środków wypracowanych przez całą załogę, a nie tylko przez niewielką grupkę związkowców. Ponadto ustawa o związkach zawodowych nie dopuszczała, by ktokolwiek ponosił uszczerbek z tytułu braku przynależności do związku. Przypomniałem również, że to nie Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego zagarnęła związkowe pieniądze w zakładach pracy i rozdysponowała je według własnego uznania. Po zdelegalizowaniu ,,Solidarności” w 1982 r. i uchwaleniu przez ówczesny sejm ustawy o związkach zawodowych, Rada Ministrów wydała w połowie października rozporządzenie w sprawie tymczasowego zarządu majątkiem byłych związków zawodowych. Na podstawie tego rozporządzenia majątek zakładowych organizacji związkowych został oddany w zarząd kierownikom jednostek organizacyjnych, na których terenie majątek ten się znajdował. W wypadku naszej fabryki majątkiem tym zarządzał jej dyrektor. Pod koniec tego samego roku, dokładnie 27 grudnia, Rada Ministrów wydała rozporządzenie w sprawie zasad i trybu przekazywania majątku byłych zakładowych organizacji związkowych. W § 1 tego rozporządzenia ustalono, że majątek byłych zakładowych organizacji związkowych przekazuje się związkom zawodowym w tych zakładach pracy, działających po dniu 31 grudnia 1982 r., a w § 2, że przekazania majątku dokona kierownik jednostki organizacyjnej sprawujący zarząd nad tym majątkiem, niezwłocznie na wniosek związku zawodowego. Oznacza to, że gdyby Zarząd NSZZ Pracowników Warszawskich Zakładów nie wyciągnął ręki po nie swoje, to nikt by go do tego nie zmusił. Za odmowę wzięcia cudzych pieniędzy nie internowano bowiem nawet w stanie wojennym. Skoro więc opezetzetowski związek zdecydował się skorzystać z nadarzającej się okazji i zagarnął solidarnościowe pieniądze, to powinien uderzyć się we własne piersi, a nie we wronie.

        Nieprawdziwe było również twierdzenie jakoby opezetzetowska organizacja związkowa nigdy nie rościła sobie prawa do reprezentowania całej załogi. W połowie 1984 r. zawarte bowiem zostało porozumienie pomiędzy dyrektorem przedsiębiorstwa i organizacjami związków zawodowych działających w zakładach wchodzących w skład naszego przedsiębiorstwa, w których rej wodzili przedstawiciele warszawskiego zarządu neozwiązku. Paragraf drugi tego porozumienia zawierał klauzulę o powołaniu wspólnej reprezentacji związkowej do występowania w imieniu całej załogi. Zapis ten był sprzeczny z art. 5 ustawy o związkach zawodowych z 1982 r., który przyznawał związkowi jedynie prawo do reprezentowania interesów zawodowych swoich członków. Porozumienie to było przyczyną pierwszego, głośnego sporu rady pracowniczej przedsiębiorstwa I kadencji z dyrektorem. Zwróciłem się także, by Zarząd NSZZ wskazał, który to artykuł ustawy o związkach zawodowych z 1982 r. zmuszał go do finansowania różnych przedsięwzięć na rzecz całej załogi. W ten sposób cała załoga dowiedziałaby się przy okazji, który artykuł był bojkotowany przez Zarząd NSZZ.

           Kończąc, ustosunkowałem się do jeszcze jednej tezy zawartej w omawianym komunikacie. Otóż utrzymywano w nim, że ,,Solidarność” powtórnie zarejestrowana w tym roku jest związkiem nowym i dlatego nie ma moralnego prawa do ubiegania się o zwrot utraconego majątku, a w szczególności o zwrot składek związkowych z lat 1980/81, które zagarnął neozwiązek w mojej fabryce. Zarząd NSZZ nie kwestionował natomiast prawa ponoć nowo utworzonej ,,Solidarności” do majątku, należącego do struktur ponadzakładowych, którego zwrot wynegocjowano przy Okrągłym Stole. Przypomniało mi to stary, ale dobry dowcip o góralu, którego przyjmowano do partii. Na pytanie czy dałby konia, albo krowę, gdyby partia potrzebowała, góral odpowiedział, żeby dał. A czy dalibyście, góralu, owieczkę? Nie — odrzekł góral. A dlaczego? „Bo mom” - odpowiedział góral. Nawiasem mówiąc, identyczną argumentację przedstawił w 2003 r. inny beneficjent stanu wojennego – Stowarzyszenie Dziennikarzy RP (kontynuator SD PRL) – nie chcąc dopuścić do zwrotu prawowitemu właścicielowi – SDP – zagrabionego w stanie wojennym budynku przy ul. Foksal w Warszawie. Podczas rozpatrywania kompromitującej rewizji nadzwyczajnej eseldowskiego prokuratora generalnego Sąd Najwyższy nie dał się nabrać na tę sztuczkę i oddalił rewizję.

Replikując, Zarząd NSZZ Warszawskich Zakładów zamiast ustosunkować się do moich argumentów dotyczących zwrotu zagrabionego majątku wdał się w dywagacje, mieszając z błotem „Solidarność”. Powtarzał w kółko z iście goebbelsowską konsekwencją te same kłamstwa, jakby wierzył, że od częstego ich powtarzania zamienią się w prawdę. Zapewniał, że mógłby sporządzić listę różnych przedsięwzięć na rzecz całej załogi i podsumować poniesione nakłady, które znacznie przekroczyły 700 tys. zł, ale nie potrafił wymienić ani jednego. Wciąż utrzymywał, że umowy z NRD i CSRS zawierały warunek przynależności związkowej osób kierowanych na wczasy wymienne. A przecież już od kilku lat było wiadomo, że to nieprawda. Wytknęła to dyrektorowi komisja rozjemcza rozstrzygająca jego spór z radą pracowniczą. Na koniec zarzucił mi nieznajomość ustawy o związkach zawodowych, a nawet nierzetelność polegającą na niedokładnym cytowaniu jej z pamięci. Zarząd zakwestionował moje stwierdzenie, że art. 5 ustawy o związkach zawodowych z 1982 r. przyznawał związkowi jedynie prawo do reprezentacji interesów zawodowych swoich członków. Zostałem pouczony, że zgodnie z art.5 ustawy o związkach zawodowych z 1982 r. związki zawodowe reprezentują interesy zawodowe pracowników. Zarzuty kierowane pod moim adresem były jednak bezpodstawne, ponieważ cytowany przez Zarząd NSZZ art. 5 pochodził ze znowelizowanej ustawy o związkach zawodowych z 1985 r., a nie z 1982 r. Do czasu nowelizacji ustawy w 1985 r. związki miały jedynie prawo do reprezentowania interesów zawodowych swoich członków, a nie wszystkich pracowników. Styl i poziom repliki do złudzenia przypominał mi publikacje rozwścieczonych związkowców z czasów, gdy próbowaliśmy przeprowadzić referendum w sprawie pluralizmu związkowego. Dopiero gdy dobrnąłem do końca, zorientowałem się, że i autor był ten sam – wynajęty skryba pan Dariusz. Pisał wciąż teksty na zamówienie zarządu neozwiązków tak, jakby mu płacono od wiersza, nie bacząc na sens jego twórczości. Znamionował je brak znajomości materii, w której się wypowiadał, i duży tupet. Najwyraźniej było im ze sobą dobrze, bo mieli podobne upodobania.

              Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” dała się chyba sprowokować zaczepkami neozwiązków i zamiast odnieść się do ich wyssanych z palca argumentów w sprawie zagarniętego majątku, próbowała polemizować z wątpliwej jakości przemyśleniami autora tekstu dotyczącymi przemian w kraju po upadku komuny.

             Opisałem ten spór, by przypomnieć, co w tamtych czasach wzbudzało emocje, jakie były korzenie neozwiązków, a nade wszystko jak się one zachowały w 1989 r., gdy ich mocodawcy utracili władzę. Jest faktem, że rozgrabiając majątek „Solidarności” pod osłoną stanu wojennego, wyciągając ręce po nie swoje, neozwiązkowcy zachowali się jak cmentarne hieny, które bogacą się, żerując na nieszczęściu innych. Nie było wątpliwości, że zachowanie ich było obrzydliwe i dlatego wypierali się swoich czynów, kłamiąc bez umiaru. A dzisiaj stroją się w piórka prawdziwych demokratów, wchodzą w sojusze z następcami swoich mocodawców z okresu stanu wojennego i z powodzeniem kandydują do Sejmu i w wyborach samorządowych w niepodległej Polsce!

Gdy po wielu latach przeglądałem stare numery gazety zakładowej dostrzegłem w dywagacjach związkowego skryby jeszcze jedno ewidentne kłamstwo. Twierdził on mianowicie, że związki, które reprezentował, „w swojej działalności zawsze opierały się na zasadach legalizmu”. Tak jakby na śmierć zapomniał o bezprawnie ściąganych haraczach za skierowania sanatoryjne od osób pozostających poza związkiem i równie bezprawnym przyznawaniu wczasów wymiennych tylko swoim.

 

Pradziadek
O mnie Pradziadek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości