Pradziadek Pradziadek
99
BLOG

Samorząd w mojej fabryce (cz. XVIII/1, REFERENDUM)

Pradziadek Pradziadek Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

W dniu 25 października 1988 r., a więc na kilka miesięcy przed rozpoczęciem rozmów przy Okrągłym Stole, rada pracownicza przedsiębiorstwa podczas sesji wyjazdowej w Mońkach podjęła decyzję o przeprowadzeniu w całym przedsiębiorstwie referendum, w którym załoga miała odpowiedzieć na dwa pytania:

1.    Czy jesteś zainteresowany utworzeniem innych związków zawodowych w twoim zakładzie pracy?

2.    Czy jesteś za przywróceniem legalnej działalności Niezależnego Samo- rządnego Związku Zawodowego „Solidarność”?

Decyzja została podjęta na wniosek 489 pracowników warszawskiej części fabryki, uważających za celowe utworzenie związków zawodowych innych niż neozwiązki. Ponadto za pluralizmem związkowym opowiedziało się Ogólne Zebranie Delegatów fabryki dwa tygodnie wcześniej w uchwale przyjętej w jawnym głosowaniu bez sprzeciwu stosunkiem głosów 63 za, przy 4 głosach wstrzymujących się. Pomijam wcześniejsze uchwały organów samorządu załogi przedsiębiorstwa i fabryki popierających zasadę pluralizmu związkowego, bo te można byłoby liczyć na pęczki. Wiadomo było, że chodziło o „Solidarność”. Pomysł przeprowadzenia referendum był samoistny i powstał w naszej fabryce. W ciągu czterech dni przed sesją udało się zebrać prawie 500 podpisów. To dobrze świadczyło o mobilności podziemnych struktur „S” w naszej fabryce, jeśli się weźmie pod uwagę naciski wywierane na pracowników przez administrację zakładu i obawy, jakie zapewne towarzyszyły podpisywaniu list, wynik należało uznać za znakomity. Warto wiedzieć, że przeprowadzanie referendum w sprawach dotyczących przedsiębiorstwa należało do kompetencji stanowiących rady pracowniczej przedsiębiorstwa i było przewidziane w ustawie o samorządzie załogi. Rada pracownicza przedsiębiorstwa skorzystała więc z tej ustawowej kompetencji.

             I wtedy zarządy neozwiązków w przedsiębiorstwie zawyły. Najbardziej nerwowo, wręcz histerycznie, zareagował Zarząd NSZZ Pracowników Warszawskich Zakładów przedsiębiorstwa, który w komunikacie wydanym trzy dni później zakwestionował prawo rady pracowniczej przedsiębiorstwa do przeprowadzenia referendum dotyczącego pluralizmu związkowego, nie podając żadnych podstaw prawnych i domagał się od dyrektora, by wstrzymał uchwałę rady w tej sprawie. Zarząd NSZZ uznał ponadto, że w przedsiębiorstwie jest już zrealizowana zasada pluralizmu związkowego, ponieważ działa w nim osiem związków zawodowych w ośmiu zakładach i w jednym z instytutów wchodzących w jego skład (sic!). W związku z tym, zdaniem Zarządu NSZZ, nie ma sensu tworzyć jeszcze innych związków zawodowych. Była to oczywiście jawna kpina z inteligencji pracowników przedsiębiorstwa, bo oznaczało to, że w każdym zakładzie jest tylko jeden związek, co było zaprzeczeniem idei pluralizmu. W podobnym tonie utrzymane było oficjalne stanowisko Zarządu NSZZ przyjęte tydzień później. Zarząd warszawskich neozwiązków z właściwą sobie elegancją uchwalone referendum nazwał farsą, a zaproponowane pytania uznał za pozbawione sensu. Stanowisko to kończyło się wezwaniem dyrektora do wstrzymania uchwały rady pracowniczej przedsiębiorstwa oraz apelem do wszystkich neozwiązków działających w przedsiębiorstwie o poparcie takiego punktu widzenia.

Dyrektor zasięgnął opinii radcy prawnego, który przeprowadzając rzetelną analizę stosownych przepisów, wykazał, że rada pracownicza ma prawo do przeprowadzania tego rodzaju referendum. O tym, że przeprowadzenie sondażu w sprawie pluralizmu związkowego, a w szczególności reaktywowania „Solidarności” nie było niezgodne z prawem, świadczyło dodatkowo opublikowanie 3 listopada 1988 r. na łamach prasy, m.in. w „Życiu Warszawy” i w „Rzeczpospolitej”, wyników ankiety w tej sprawie, przeprowadzonej przez CBOS.

                Po opublikowaniu utrzymanego w napastliwym tonie wspomnianego stanowiska, Zarząd NSZZ Pracowników Warszawskich Zakładów zmienił taktykę i zaprosił mnie jako przewodniczącego rady pracowniczej do udziału w posiedzeniu Zarządu, którego celem miała być „konstruktywna wymiana poglądów” na temat uchwalonego referendum w sprawie pluralizmu związkowego. W posiedzeniu tym, które odbyło się 10 listopada, z mojej inicjatywy i za zgodą gospodarzy spotkania, wzięli również udział sekretarz rady pracowniczej Zbigniew i wiceprzewodniczący rady - Jul. Ponadto w spotkaniu uczestniczył I sekretarz KZ PZPR. Na początku spotkania ustalono, że dyskusja ma być wolna od napaści i wzajemnych przytyków i w zasadzie obydwu stronom udało się podczas spotkania dotrzymać przyjętych zobowiązań. Zupełnie jednak niespodziewanie po kilku dniach opublikowano w rozgłośni zakładowej informację związkową pełną szyderstw pod adresem zaproszonych gości.

                Działając w „Solidarności”, a później w samorządzie, niejednokrotnie miałem do czynienia z przejawami „mądrości zbiorowej”, co przejawiało się w skłonności kierowniczych gremiów do przyjmowania wyważonych stanowisk i usuwania zbyt ostrych sformułowań. Za przejaw tej mądrości należy również uznać samoograniczanie się i unikanie zbędnych konfliktów. Stanowiska Zarządu NSZZ Warszawskich Zakładów, publikowane w radiowęźle zakładowym po ogłoszeniu przez radę pracowniczą uchwały w sprawie referendum, były natomiast oznaką zbiorowej głupoty. Mam tu na myśli nie tylko ewidentnie błędne opinie dotyczące rzekomego braku kompetencji rady pracowniczej w zakresie przeprowadzania referendum ale także skrajnie prostackie potraktowanie członków prezydium rady, których wiceprzewodniczący zarządu neozwiązku najpierw sam zaprosił na posiedzenie zarządu, a następnie szydził z nich w oficjalnym komunikacie związkowym. Warszawskie neozwiązki wyprodukowały i publikowały cały serial arcygłupich komunikatów, mimo protestów znieważonych członków prezydium rady pracowniczej i pracowników fabryki, którzy wzięli w obronę bezpardonowo atakowanych członków rady. Zaproszeni do udziału w posiedzeniu Zarządu warszawskich neozwiązków członkowie prezydium rady oświadczyli w komunikacie, że „opublikowanie przez Zarząd NSZZ informacji pełnej szyderstw pod adresem zaproszonych gości, przeinaczeń i sformułowań, których nie używano podczas spotkania, godzi w dobre obyczaje i daje podstawy do przypuszczeń, że jedyną racjonalną formą wymiany poglądów z Zarządem NSZZ Pracowników Warszawskich Zakładów jest wymiana pism”. W trzy tygodnie później, po kolejnym komunikacie neozwiązków w radiowęźle, w którym znowu wyszydzano członków rady, 149 pracowników fabryki ogłosiło protest przeciwko takim niewybrednym atakom przypominając, że „Rada Pracownicza jest jedynym wybranym w powszechnym głosowaniu reprezentantem załogi” i „prawidłowo reprezentuje poglądy większości”. Przypomnieli też, że „jeśli są osoby, które uważają inaczej, to zgodnie z ordynacją wyborczą [...] mogą zgłosić wniosek o odwołanie członka Rady przed upływem kadencji”. Zwrócili również uwagę, że „niewyszukane napaści pod adresem niektórych członków Rady w komunikacie mogą powodować powstanie dodatkowych antagonizmów i nie wnoszą żadnych konstruktywnych wartości”. Mimo tych protestów nikomu w zarządzie neozwiązków nie przyszło w tym czasie do głowy, by zatrzymać ten swoisty festiwal głupoty. „Literatura związkowa” z tego okresu, z racji miernego poziomu, nie jest warta obszernego cytowania. Przytoczę więc tylko jeden przykład obrazujący ten specyficzny gatunek twórczości. Chcąc wykpić zaproszonych na posiedzenie zarządu neozwiązków członków prezydium rady, tak ich opisano w komunikacie związkowym, będącym jednym z odcinków całego serialu: „Panowie z Rady Pracowniczej przynieśli ze sobą cztery opasłe tomy Dzienników Ustaw i kilka tomów różnych przepisów wykonawczych. W dyskusji z robotnikami główną rolę miały odegrać paragrafy...”. W ten sposób jedna teczka z kilkoma ustawami, na które chcieliśmy się powołać w „konstruktywnej dyskusji o referendum”, uległa cudownemu rozmnożeniu do wielu tomów. A czołowymi i jedynymi robotnikami prowadzącymi dyskusję o referendum z przedstawicielami rady byli przewodniczący neozwiązku pan mgr inż. Lesław, wiceprzewodniczący, a zarazem kierownik Działu Socjalnego pan Krzysztof i wynajęty skryba związkowy pan Dariusz. Było oczywiste dla wszystkich, że z takimi tekstami nie było sensu polemizować.

Przeciwko przeprowadzeniu referendum wypowiedział się również
KZ PZPR Warszawskich Zakładów, publikując w rozgłośni stanowisko zakładowej organizacji partyjnej. KZ PZPR uznał referendum za próbę „wsparcia zabiegów opozycji politycznej o relegalizowanie NSZZ „Solidarość”. Pozostałe argumenty organizacji politycznej były w zasadzie zbieżne ze stanowiskiem neozwiązków.

                15 listopada Zarząd NSZZ Pracowników Warszawskich Zakładów zwrócił się formalnie do dyrektora z wnioskiem o wstrzymanie uchwały rady pracowniczej przedsiębiorstwa, jako niezgodnej z przepisami prawa i poprosił o powiadomienie o podjętej decyzji do 18 listopada. W załączeniu do wniosku Zarząd NSZZ przedstawił opinię prawną jakiegoś prawnika, który postawił najzupełniej wątpliwą tezę, że rada pracownicza przedsiębiorstwa ma prawo przeprowadzania referendum jedynie w sprawach należących do jej kompetencji stanowiących. W konkluzji odmówił więc jej prawa do przeprowadzenia referendum w sprawie pluralizmu związkowego. Uchwała rady była jego zdaniem przejawem ingerencji w działalność związkową. Naruszyła więc porządek prawny i powinna być wstrzymana przez dyrektora. Na korzyść autora tej opinii prawnej przemawia fakt, że nie zaryzykował on sygnowania jej własnym podpisem. Opinię tę podpisał tylko jako zgodną z oryginałem wiceprzewodniczący neozwiązków  pan Krzysztof.

                Dzień później odbyło się w warszawskiej fabryce spotkanie przedstawicieli Zarządów NSZZ wszystkich zakładów wchodzących w skład przedsiębiorstwa, którzy uznali, że „uchwała Rady Pracowniczej stanowi jawne naruszenie ustawy o związkach zawodowych i jest sprzeczna z prawem”, ponieważ „narusza i ogranicza uprawnienia związków zawodowych”. Zgromadzeni przedstawiciele Zarządów NSZZ w przyjętym stanowisku zwrócili się do dyrektora, aby „wstrzymał wykonanie uchwały Rady Pracowniczej dotyczącej referendum”. Krytycznie do decyzji o przeprowadzeniu referendum ustosunkował się również Zarząd NSZZ i rada pracownicza zakładu w Koszalinie. Argumentacja prawna przedstawiona w ich stanowiskach była jednak całkowicie chybiona. Zarząd NSZZ utożsamił pojęcie pluralizmu związkowego ze strukturami własnego związku oraz pomylił kompetencje Rady Państwa z własnymi kompetencjami. Te oczywiste błędy doprowadziły Zarząd NSZZ do konkluzji o rzekomym naruszeniu prawa przez radę pracowniczą przedsiębiorstwa i postawienia wniosku o wstrzymanie przez dyrektora wykonania jej uchwały o przeprowadzeniu referendum. Błędność stanowiska rady pracowniczej zakładu koszalińskiego wynikała natomiast głównie z nieznajomości Statutu Samorządu Załogi przedsiębiorstwa, co wytknęła jej rada pracownicza przedsiębiorstwa. Nieoczekiwanie zakończyła się próba zdyskredytowania uchwały o referendum przez radę pracowniczą zakładu w Szczytnie, podjęta na wniosek dyrektora tego zakładu. Po długotrwałej dyskusji rada pracownicza w Szczytnie zdecydowaną większością głosów podjęła uchwałę popierającą decyzję rady pracowniczej przedsiębiorstwa o przeprowadzeniu referendum. A miało być zupełnie inaczej – tak jak w Koszalinie. Z całą pewnością dyrektor zakładu w Szczytnie nie mógł zaliczyć przedsięwzięcia mającego na celu zdyskredytowanie uchwały rady pracowniczej przedsiębiorstwa w sprawie referendum do swoich największych sukcesów.

c.d.n.

Pradziadek
O mnie Pradziadek

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości